Watch_Dogs, czyli Assassin's Creed we współczesności?
Grając w Watch_Dogs nie można nie odnieść wrażenia, że tytuł pod pewnymi względami podobny jest do innej kluczowej serii Ubisoftu, Assassin’s Creed. Różnice pomiędzy projektami są dość znaczne i widoczne na pierwszy rzut oka, ale pewne podobieństwa także da się znaleźć. Poszedłbym nawet o krok dalej, kiedy przyglądniemy się bowiem dokładniej widać, że produkcje się nawet uzupełniają i zazębiają. Czy zatem Watch_Dogs można traktować jako Assassin’s Creed, acz w czasach obecnych? Może gry kiedyś w przyszłości połączą się w jedną całość? Takiej ewentualności postanowiłem się nieco przyjrzeć.
Na początek mojego gdybania, założenia fabularne, albowiem zaczniemy od tego, co faktycznie poróżnia oba tytuły. Głównie ze względu na to, że nie wiadomo, jak potoczą się dalsze losy Aidena oraz czy twórcy przypadkiem nie zrezygnują z jego obecności w kolejnych odsłonach. Pierwsza część Watch_Dogs to jedynie zaczątek czegoś, co może być większe. Prosta opowieść związana z osobistą agendą, chęcią zemsty, pragnieniem znalezienia odpowiedzi na dręczące pytania. Być może z tego powodu dość łatwo zżyć się z bohaterem. Na pewno łatwiej, aniżeli ma to miejsce w jakimkolwiek epizodzie Assassin’s Creed. Nie ma jednak w tym nic złego. Takie miał założenia deweloper, chciał być może przybliżyć nam jednego człowieka, sprawić, abyśmy poczuli do niego sympatię.
W AC jest wręcz przeciwnie. Gry z tej serii przedstawiają wydarzenia całkowicie fikcyjne, jedynie nawiązujące do historii. Osoby, które dobrnęły do końca głównej „trylogii” wiedzą, że finał niewiele ma wspólnego ze światem realnym. Bohaterowie walczą o to, aby ocalić świat przed zbliżającą się z kosmosu zagładą. Paradoksalnie, z tego samego kierunku przybywa też ocalenie. Rozrywka wynikająca ze scenariusza jest całkiem niezła, ale z taką opowieścią trudno jest się utożsamić, niełatwo przecież wczuć się w rolę człowieka, tudzież ludzi, władających mocą Jabłka Edenu, artefaktu odbierającego wolną wolę, budującego iluzje, pomagającego zgładzić każdego wroga w przeciągu dosłownie kilku sekund. Assassin’s Creed to zupełna fikcja, korzenie Watch_Dogs wbite są zaś w bardziej realne fundamenty.
Pomimo istotnych różnic, wiele elementów scenariusza jest podobnych. Najwięcej analogii dostrzec można w dwóch głównych frakcjach w każdej z serii. Najpierw Assassin’s Creed. Gdzie odwieczne boje toczą asasyni oraz templariusze. Co ciekawe, żadna grupa nie jest do końca zła, tudzież dobra. Obie robią natomiast wszystko, aby osiągnąć to, co chcą. Różnice w ich poglądach są diametralne, ale finalny cel dość bliski. Asasyni pragną wolności, nie chcą być ograniczani przez żadne prawa, a jedynie przez ich własne kredo. Zrobią co konieczne, aby uwolnić się z łańcuchów, co oznacza mordowanie, okradanie, wysadzanie, porywanie – wszystko, co potrzebne. Templariusze postępują w podobny sposób, przy czym dla nich najważniejszy jest porządek i hierarchia władzy. Pragną spokoju na świecie, a że w dość głupi sposób chcą go pozyskać, to już zupełnie inna kwestia. Wymyślili sobie, że jednostki pozbawione wolnej woli będą szczęśliwsze. Dzięki temu ludzkości narzucą swoją przekonania, zapewniając naszemu gatunkowi spokój i prosperitę. Sęk w tym, że zniewolone życie wcale nie jest życiem, prawda? Dlatego obie frakcje się ścierają i zawsze będą to robić, stoją po prostu po przeciwnych biegunach.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler