Gra w lekturze - Assassin's Creed: Czarna bandera


Zidan @ 19:08 25.03.2014

Lubię książkową serię Assassin’s Creed i naprawdę chętnie sięgam po jej kolejne części. Poprzednia odsłona, zatytułowana Porzuceni, nie była aż tak dobra, jak pierwsze cztery tomy, ale finalnie też okazała się przyjemną opowiastką i fajnie rozbudowała wątki z gry komputerowej.

Lubię książkową serię Assassin’s Creed i naprawdę chętnie sięgam po jej kolejne części. Poprzednia odsłona, zatytułowana Porzuceni, nie była aż tak dobra, jak pierwsze cztery tomy, ale finalnie też okazała się przyjemną opowiastką i fajnie rozbudowała wątki z gry komputerowej. Byłem więc ciekawy, czy Oliver Bowden (autor cyklu) zdoła odbudować formę i przy pisaniu Czarnej bandery (opartej na czwartej części cyklu Ubisoftu) znajdzie kolejne pokłady weny i inwencji twórczej. Uspokoiłem się już po pierwszych kilku rozdziałach. Pisarz odzyskał typowy dla siebie polot, jednocześnie zaskakując czytelnika oryginalną formą i niebanalnym klimatem swojego dzieła.



Przedstawione tu wydarzenia odzwierciedlają de facto historię opowiedzianą w grze komputerowej, choć - zgodnie ze zwyczajem twórcy - została ona poddana swoistym modyfikacjom. Pisarz sporo też dodał od siebie. Głównym bohaterem jest Edward Kenway - młody, nieokrzesany pirat, który - niekoniecznie zgodnie z własną intencją - zostaje wplątany w wojnę pomiędzy templariuszami i asasynami (nie muszę dodawać, że Edward jest dziadkiem znanego z „trójki” Connora, prawda?). Powieść, oprócz tego, że przybliża najważniejsze wątki z aplikacji Ubisoftu, dodatkowo opowiada o nieznanej dotąd przeszłości Edwarda, o jego licznych zatargach i kłopotach, no i – co nie miej ciekawe – o motywach, dla których wstąpił w szeregi korsarzy (zostając piratem). Co więcej, pisarz wzbogacił zakończenie, konsekwentnie wieńcząc pododawane przez siebie wątki. Jakie robi to wszystko wrażenie? W moim przekonaniu – bardzo dobre. W ogóle nie czuć dysonansu pomiędzy historią zaczerpniętą z gry, a motywami dodanymi przez literata. Świetnie komponują się one w jedną całość i idealnie uzupełniają bogatą historię Edwarda Kenwaya. Pisarz ponownie stanął na wysokości zadania.

Czarna bandera ma jednak inne atuty, które wyróżniają ją na tle pozostałych powieści Bowdena. Autor nadał tekstowi zupełnie innego „smaku” niż dotychczasowym lekturom. Doskonale pamiętamy, że poprzednie powieści miały raczej poważny charakter, zawierały nutkę mistycyzmu, filozofii czy tajemniczości. Tym razem wygląda to zupełnie inaczej, a klimat książki nie ma niczego wspólnego z poprzednikami. Od razu trzeba wspomnieć, że wszelkie odmienności wynikają z charakteru samej gry komputerowej - po pierwsze, ze względu na jej realia, a po drugie, na samą postać Edwarda (który zdecydowanie nie należy do aniołków czy altruistów). Czarna bandera jest więc pełna ironicznych tekstów, szeroko pojętego „brudu”, brutalnych opisów, czy nawet całkiem ciętego żartu. Rzecz jasna absolutnie nie jest to jakakolwiek wada: takie podejście pisarza idealnie wpasowuje się w typową, piracką tematykę i dobrze odzwierciedla panujące wtedy, powiedzmy, „obyczaje”. Oczywiście pamiętamy, że gra komputerowa to nie tylko piractwo, a także charakterystyczne serii motywy fantastyczne. I – je również udało się bardzo naturalnie „wpleść” w kompozycję. Zakony templariuszy i asasynów jakoś naturalnie pasują do tutejszego świata - tak samo, jak poszukiwanie mistycznego, tajemniczego Obserwatorium. Przejścia między wątkami realistycznymi i fantastycznymi mają w sobie „luz” i nie wywołują żadnych zgrzytów. Wszystko to sprawia, że książka autentycznie potrafi wciągnąć i nie naraża czytelnika na żadne dłużyzny.

Ogromne znaczenie ma w tym wszystkim świetna, barwna kreacja samego Edwarda Kenwaya. Przez większość powieści śmiało można zakwalifikować go do pierwszego, w pełni zasłużonego antybohatera serii, niemającego niczego wspólnego z poprzednimi herosami. Nasz chłopak ma bowiem dość kontrowersyjne zainteresowania: hobbystycznie, regularnie pije, lubi się wdać w jakąś bójkę, jest też mistrzem wpadania w poważne kłopoty. Wiele nie zmieni się gdy zostanie pełnoprawnym wilkiem morskim. Wprawdzie z chłystka stanie się wyszkolonym w walce mężczyzną, ale dalej będzie wiódł życie nicponia. Przy tym wszystkim okaże się relatywnie inteligentny i światły, ale dopiero z czasem, pod wpływem różnych zdarzeń, przejdzie większą przemianę i zacznie walczyć o większe ideały niż złoto i zyski. Nim jednak to nastąpi, Edward zdąży naprawdę sporo narozrabiać.

Sprawdź także:
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):


Powyższy wpis nie posiada jeszcze komentarzy. Napraw to i dodaj pierwszy, na pewno masz jakąś opinię na poruszany temat, prawda?