Xbox One - wirtualne Alcatraz
Świat się zmienia, to nie ulega wątpliwości. Z dnia na dzień widzimy jak powstają nowe technologie, a stare rozwiązania są wypierane. Postępu nie da się powstrzymać, jest nieunikniony. Zastanawia mnie natomiast czy wszystko to, co dzieje się dookoła zmierza w odpowiednim kierunku? Przyszłość nie jest niczym pewnym, ciągle ewoluuje, ale wiele filmów i książek ukazywało nam już społeczeństwa, w których ludzie nie mają wyboru. Muszą się dostosować do zasad, narzucanych przez ogromne korporacje. Czy to czeka nas w najbliższych latach? Czy jako gracze winniśmy się obawiać tego, jaki kierunek obrał Microsoft ze swoim Xboxem One? Czy rewolucja nadejdzie w momencie popularyzacji grania w chmurze? Czy może właśnie wtedy przyjdzie koniec wolności?
Xbox One to niezwykle kontrowersyjne urządzenie, choć nie jedyne, które istotnie ogranicza wolność – o czym przeczytacie kilka akapitów poniżej. Wracając do samego Xboxa, z jednej strony, zaoferuje prawdopodobnie garść nowych rozwiązań, ciekawe gry oraz technologiczne nowinki w postaci interaktywnej telewizji, poleceń głosowych czy cloud gamingu (pewnie nie wszystko dostępne w Polsce). Z drugiej, mamy rozwiązania, które pokazują, że albo Microsoft chce przejąć pełną kontrolę nad światem gier, albo ma graczy za idiotów, albo sądzi, że wszyscy to złodzieje i kombinatorzy.
Piję tutaj do dziwnego pomysłu, wedle którego konsola, sama w sobie posiada wbudowany mechanizm nadzorujący posiadacza zakupionej gry. Dokładnie tak. Zaopatrujemy się w jakieś oprogramowanie, wydajemy na nie ciężko zarobione pieniądze, a mimo wszystko nie jesteśmy jego właścicielem. Świadom jestem tego, że w obecnej sytuacji również nie posiadamy na własność żadnego oprogramowania, a jedynie jesteśmy licencjobiorcą. Nie są to jednak licencje imienne, płacimy za to, że na danym nośniku istnieje coś, co po włożeniu do konsoli ulega przemianie z ciągu jedynek i zer, w coś, co zapewnia nam rozrywkę. To jest jak najbardziej klarowne. Ale skoro nie jest to umowa licencyjna imienna, dlaczego tylko jedna osoba i tylko jedna konsola są w stanie korzystać z tegoż oprogramowania? Dlaczego nie mogę pożyczać swobodnie gry, którą nabyłem? Dlaczego odsprzedając ją kumplowi za przysłowiową złotówkę, muszę się martwić o to, że mimo tego iż ja za licencję (podkreślam – nie imienną) już zapłaciłem, on będzie musiał zrobić to ponownie. Jest jeszcze niby opcja, że pożyczamy kumplowi grę i udostępniamy mu nasz profil z Xbox Live. Ale to też nie jest dobre rozwiązanie. Raz, że znajomy nie szarpie na swoje konto, czyli wszelkie achiki lądują u nas. Dwa, że rzucanie loginami i hasłami na lewo i prawo może doprowadzić do sytuacji, w której dane te trafią w niepowołane ręce i będzie kłopot. Jedyne rozwiązanie to po prostu kolejny haracz dla wydawcy.
Patrząc od strony tychże wydawców, można zrozumieć dlaczego chcą ograniczyć wypożyczanie, tudzież odsprzedaż gier – tracą (nawet jeśli tylko teoretycznie) pieniądze. Jeśli, dla przykładu, kupiłem jakąś świetną grę i wyłuskałem na nią 200zł, to pożyczając ją 5 znajomym, wydawca, zamiast zarobić 1200zł, zarobi tylko tyle, ile ja zapłaciłem. Księgowi korporacji nie biorą jednak pod uwagę faktu, że być może 3 moim kumplom gra wybitnie się spodoba i po jej przejściu, albo nawet w trakcie skoczą do sklepu i kupią własne egzemplarze. A może, dodatkowo, tych 5 znajomych ma też własnych znajomych, którzy dowiedzą się od nich, że gra jest genialna i także pójdą na zakupy. Przypuszczam też, że baza potencjalnych kupców kontynuacji rośnie wprost proporcjonalnie (albo blisko do prostej) do liczby osób, które grały w jedynkę i którym się ona spodobała. W takiej sytuacji na dwójkę skusi się jeszcze więcej ludzi i wszyscy będą zadowoleni. W ten sposób wydawca także jest w stanie zarabiać, a ograniczanie korzystania z gry z zastosowaniem DRM-ów nie jest jedynym sposobem na to, by przyciąć potencjalne straty. Chociaż… jest jeszcze druga strona medalu. Najwięcej gier z drugiej ręki to produkcje przeciętne. Wydawcy na nich mogą tracić więcej, aniżeli na hitach. Może właśnie głównie o te produkcje chodzi? Szlagiery obronią się same, crapy niestety nie.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler