I Love Gaming #4 – „Sala Samobójców”, a reakcja społeczeństwa
Mówi się, że o poziomie rozwoju społeczeństwa świadczy łatwość dostępu do niezależnych i opiniotwórczych mediów. W czasach gdy tradycyjne dziennikarstwo i sztuka łączenia słów zaczyna być spychana na boczny tor przez twory multimedialne, etos dziennikarza zdaje się nabierać nowego znaczenia. Dziś widz może ocenić sam nagrania z miejsca kataklizmu w Japonii, zamiast czytać o rozmiarach zniszczeń tak, jak gracz może obejrzeć wideo-recenzję, zamiast zagłębić się bogaty opis gry w którymś z branżowych czasopism. Nadal jednak media mogą silnie wpływać na to, jak dane problemy są w społeczeństwie odbierane. Od zarania dziejów wiedzą o tym liderzy rządów totalitarnych, którzy dbają o to, by w ich reżimie słowo „niezależność” nie miało racji bytu. Dynamicznie rozwijające się społeczeństwa zatracone w pogoni za pieniądzem zdają się natomiast dobrowolnie nakładać na oczy klapki ignorancji. W Polsce odgórnej cenzury mediów nie ma, lecz przeciętny Polak nie ma czasu ani ochoty zgłębiać zasłyszanych informacji. Tak się rodzą stereotypy, a ponieważ Internet umożliwia wypowiedź praktycznie każdemu, są one w społeczeństwie tylko utrwalane. Dla wielu „Sala Samobójców” będzie filmem o noszącym charakterystyczną grzywkę nastolatku należącym do subkultury emo, która, swoją drogą, nie istnieje (ale to temat na artykuł poświęcony historii muzyki punkowej), wpadającym w sidła uzależnienia od wirtualnej rzeczywistości. Mało kto będzie mieć odwagę przyznać, że jest to film o rodzicach, którzy traktują życie swoich pociech jako przedłużenie ich własnej kariery. Nie wspomni się także o tym, że „Sala Samobójców” pokazuje jak bezkarnie potrafią czuć się młodzi ludzie w sieci, prześladując kogoś za pomocą serwisów społecznościowych. Do tragedii przecież by nie doszło, gdyby Dominik zgłosił sprawę administratorom Facebooka, lub wręcz złożyłby doniesienie o zniesławieniu, co w rozumieniu polskiego prawa jest czynem karalnym.
Stereotypów wyplenić się nie da, a odpowiedzialność na kreowaniu opinii spoczywa poniekąd na każdym z nas – robimy to rozmawiając ze znajomymi, prowadząc blogi, pisząc na forach internetowych. Robimy to także w Mieście Gier, uczestnicząc w dyskusjach na temat swoich ulubionych tytułów. Żyjemy w wolnym kraju i żaden program telewizyjny nie sprawi, że gry wideo znikną ze sklepowych półek. Ergo, nie warto walczyć z wiatrakami na siłę przekonując otoczenie, że gry to taki sam twór kultury jak książka czy film - że mogą nie tylko niszczyć, ale i budować. Powoli społeczeństwo się uświadomi i być może za kilka, lub kilkanaście lat, nasze konsole przenośne będą wymieniały pozdrowienia z przechodniami podczas spaceru, tak jak Nintendo 3DS będzie robić w Japonii, gdy kraj otrząśnie się z szoku wywołanego przez tragedię kataklizmu. Swoją drogą, ciekawe jest to, że w ostatnich dniach w Kraju Kwitnącej Wiśni za pośrednictwem Amazonu znacznie wzrosła ilość zamówień na „Disaster Report 4: Summer Memories”, czyli grę poświęconą tematowi przetrwania w ogarniętym zniszczeniem mieście. Wyobrażacie sobie takie kuriozum w Polsce. Prędzej media oświadczyłyby, że tworzona od roku produkcja, o czym oczywiście by zapomniano, żeruje na ogólnonarodowym nieszczęściu. Tą osobliwą nowinką żegnam się z Wami i zapraszam do przeczytania kolejnego artykułu z cyklu „I Love Gaming”, który pojawi się już wkrótce.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler