I Love Gaming #4 – „Sala Samobójców”, a reakcja społeczeństwa
„Salę Samobójców” zdecydowanie warto obejrzeć. Pod żadnym pozorem nie użyłbym jednak wobec filmu określeń takich jak „genialny” czy „objawienie”, które w ostatnich dniach widuję w sieci. Biorąc pod uwagę przygnębiający stan polskiej kinematografii, która próbuje nas karmić mało śmiesznymi i wulgarnymi komediami, dramat reżyserii Jana Komasy jest prawdziwym powiewem świeżości. Co ważne, zrealizowany jest w bardzo dobrym, momentami artystycznym stylu, dzięki czemu nie miałem odczucia, że mam do czynienia z filmem polskim, który to zazwyczaj odstaje od produkcji zachodnich pod kątem rozmachu. „Sala Samobójców” to dobry film, warty obejrzenia i przemyślenia. W moich oczach kilka scen wydało mi się mocno przerysowanych, kolokwialnie mówiąc, wywołując u mnie klasyczny „facepalm”. Jestem jednak w stanie zrozumieć, że reżyser sięga po różne środki by uczynić swoje dzieło bardziej wyrazistym. Nie spodobało mi się natomiast pokazanie gier wideo w klasycznym stereotypowym świetle. Krótkiemu posiedzeniu z ojcem przy konsoli (reprezentowanemu przez pada od X360, bez uchwycenia logo) towarzyszą teksty w stylu „idź do przodu i go zabij”. Dlaczego wrażliwy i kulturalny chłopak, do poduszki czytający Hamleta(!), nie wolał zagłębić się w ambitną historię w stylu „Heavy Rain”, czy „ICO”?
Polskie kino uraczyło nas dobrym filmem. Są to niewątpliwie powody do radości. Niestety, przed wczoraj trafiłem w sieci na świeży odcinek prowadzonych przez panią Ewę Drzyzgę „Rozmów w Toku”, którego to już sam tytuł: „W co gra Twój dzieciak?”, zmroził mi krew w żyłach. Postanowiłem zaryzykować nadszarpnięcie nerwów i owy program obejrzeć, jednocześnie mając gdzieś w głowie myśl szepczącą, że dziwnym trafem zarówno producent „Sali Samobójców” jak i telewizja TVN należą do grupy ITI. Teraz mogę tylko napisać, że wykorzystanie fragmentów filmu tylko mu zaszkodziło, bo mogło odstraszyć potencjalnych widzów. Dawno nie widziałem tak nieobiektywnego ujęcia tematu gier wideo. Ewę Drzyzgę szanuję za to, że w kulturalny i inteligentny sposób potrafi podjąć rozmowę praktycznie z każdym. Nie raz w jej programach występowali ludzie reprezentujący poziom intelektualny bliski naszym jaskiniowym praprzodkom, co nie było dla pani Ewy przeszkodą by poprowadzić rozmowę ciekawie. Niestety, tematyka „Rozmów w Toku” ostatnimi czasy kręci się tylko i wyłącznie wokół utrwalania stereotypów – młodzieży wyróżniającej się ekstrawaganckim wyglądem, lub uzależnionej od różnorakich używek, w tym komputera. Z odcinka „W co gra Twój dzieciak?” możemy wywnioskować, że przeciętny gracz jest nastolatkiem, który porzucił szkołę i rodzinę po to, by 14 godzin dziennie spędzać przy sieciowych grach komputerowych. Swoją drogą, wymieniane przez zaproszonych tytuły należą do gatunku „gier przeglądarkowych”, przez znakomitą większość pasjonatów elektronicznej rozrywki omijanych szerokim łukiem. Najwyraźniej nie przeszkadzało to autorom programu, gdyż to, co kontrowersyjne, lepiej się sprzedaje. Ta zasada towarzyszy dziennikarstwu prawie od początków jego istnienia. Ponieważ, w dobie Internetu, konkurencja w mediach wzrasta z dnia na dzień, widza trzeba przyciągać skandalem. Kto chciałby obejrzeć „Rozmowy w Toku”, gdyby wypowiadali się w nich gracze, którzy odnaleźli w świecie „World of Warcraft” prawdziwą miłość? Kto zwróciłby uwagę na program publicystyczny gdyby zamiast o destrukcyjnym wpływie gier wideo na psychikę młodych ludzi, poświęcony był tematowi Indie Games, zmuszających odbiorcę do refleksji i zadumy?
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler