I Love Gaming #3 – Mój własny Wietnam


Antares @ 10:12 16.02.2011
Jerzy "Antares" Bartoszewicz

Rok 2010 należy do przeszłości, także dla branży elektronicznej rozrywki. Zorganizowano wszystkie plebiscyty typujące najlepsze gry i rozdano wszelkie możliwe nagrody.

Rok 2010 należy do przeszłości, także dla branży elektronicznej rozrywki. Zorganizowano wszystkie plebiscyty typujące najlepsze gry i rozdano wszelkie możliwe nagrody. Wiadomo, które tytuły zapadły krytykom w pamięć, a które zostały zapomniane. Większość graczy patrzy w przyszłość wyczekując gorących tegorocznych premier, gdyż trzeba przyznać, że lista wydawnicza na najbliższe dwanaście miesięcy jest imponująca. Ja sam zaś, zbierając się od stycznia do napisania tego felietonu, przekładanego ciągle z powodu różnych obowiązków, nieprzerwanie powracam do jednej pozycji. Potrafiłem do niej zasiąść choćby na 30 minut nawet w dniu nauki do egzaminu. Zawsze i bezwzględnie, granie w nią sprawia mi niesamowitą wręcz przyjemność. A wszystko to za sprawą jednego niepozornego DLC, czyli czegoś, co zazwyczaj przyjmuję z wielką niechęcią. Jak można się domyślić z tytułu tego artykułu, piszę o Battlefield: Bad Company 2 - Vietnam.



Nad wspaniałością tejże gry, nie zamierzam się rozwodzić; wszystko napisał już Raaistilin w recenzji wersji na komputery osobiste. Dodam tylko, że niespełna dwa tygodnie od jej publikacji, gracze wykonali 69 milionów akcji drużynowych odblokowując tym samym piątą mapę. Mimo przeciążonych serwerów i znikających statystyk, walki toczyły się bez przerwy- fani „Battlefielda” pokochali ten dodatek. „Vietnam” początkowo raził mnie szybszą rozgrywką i mniejszym nastawieniem na wykorzystanie pojazdów, lecz gdy przywykłem, szybko stał się moją ulubioną formą spędzania czasu przy konsoli. W poniższym felietonie chcę jednak poruszyć inną kwestię, a jest nią otoczka historyczna gry. Wszystko zaczęło się w momencie, gdy na łamach „Polygamii” natknąłem się na wpis Konrada Hildebranda. Komentował on, chwaloną przez graczy i recenzentów, atmosferę wojny w Wietnamie, zaserwowaną nam przez programistów z „DICE”. W dużym skrócie; autor stwierdził, że o żadnym „klimacie wojny wietnamskiej” w przypadku tejże gry pisać, ani mówić nie można. Z początku się zbulwersowałem i stwierdziłem, że pan Konrad najzwyczajniej w świecie szuka dziury w całym. Problem nie dawał mi jednak spokoju, przemyślałem go i w ostateczności nie tylko musiałem przyznać rację, ale postanowiłem rozwinąć temat w niniejszym tekście.

Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudosjaskier02   @   13:20, 16.02.2011
Super tekst. Mimo swojego młodego (w miarę) wieku w 100% się z Tobą zgadzam. Amerykanie robią nam papkę z mózgów i podają te informacje, które są im na rękę, a tym samym ludzie dostają to, co chcą usłyszeć / zobaczyć.
0 kudosCzesiuGM   @   16:39, 16.02.2011
Przeczytałem wszystko z uwagą i muszę stwierdzić, że świetnie to wszystko ująłeś. Wojną w Wietnamie zacząłem interesować się po tym, jak przeszedłem Conflict: Vietnam. Co prawda mało tam realizmu i tym podobnych rzeczy, ale gra na tyle mnie zainteresowała, by zwrócić mą uwagę na ten konflikt. I tego wszystkiego lepiej w słowach bym nie ujął tak, jak Ty to zrobiłeś ;)
0 kudosDirian   @   17:05, 16.02.2011
Świetny felieton, polecam przeczytać każdemu. Klimat wojny wietnamskiej zawsze mnie interesował, stąd też Bad Company Vietnam zakupiłem chwilę po premierze. Zdawałem sobie, że to wszystko wygląda momentami za pięknie, niemniej jednak trzeba DICE przyznać, że stworzyli świetny dodatek, a podkoloryzować trochę go musieli, z wiadomych powodów.
0 kudosAntares   @   17:14, 16.02.2011
Dziękuję, dziękuję! Uśmiech Nic tak nie motywuje do pisania jak zadowolenie czytelników!
0 kudosseshs   @   19:29, 16.02.2011
Dobry artykuł, ciut historii nikomu nie zaszkodzi. Wiadomo że gry nie pokazują wszystkiego takiego jakim było, pomijają pewne elementy i pokazują wszystko w dość ubarwionym świetle...dlatego jeśli chcemy czegoś się dowiedzieć to musimy poczytać trochę książek Puszcza oko
0 kudosMarcus00   @   16:46, 17.03.2011
Zgadzam się, dzisiejsze edukacja zbyt skupia się na śmierdzącym, krwawym średniowieczu, gdzie gwałciło się w imię Boga a ludzie brodzili po kolana w gnoju... Jako fan fantastyki realnym średniowiezem też się interesuję, ale historia najnowsza lepiej pozwala zrozumieć dlaczego dziś jest tak, a nie inaczej.
I znowu należą się brawa dla autora.
Dodaj Odpowiedź