I Love Gaming #3 – Mój własny Wietnam
Powyższego felietonu nie napisałem po to, by wykazać, że gracze i recenzenci chwalący klimat sieciowych potyczek w „Vietnam” są w błędzie. Chciałem natomiast pokazać, że gry wideo, choć mogą być wspaniałym źródłem wiedzy, lub też motywacji do jej poszerzania, zawierają często różne uproszczenia, lub wręcz przekłamania. Oczywiście nie dotyczy to tylko samych gier – możemy to spotkać także w filmie, a nawet w literaturze. Niemniej, jako odbiorcy tworów kultury powinniśmy być czujni. Gdy przyjmujemy pewne informacje za pewnik i przekazujemy je dalej, dezinformujemy w ten sposób kolejnych ludzi. „DICE” należą się brawa za sprytne wybrnięcie z grząskiego tematu, zwłaszcza w czasach, w których Activision serwuje nam, przesiąknięte proamerykańskim patosem, kolejne odsłony „Call of Duty”. I właśnie ten ukryty przekaz będzie tematem kolejnej odsłony cyklu „I Love Gaming”. Nie wiem czy wiecie, ale twórcy gier bardzo często próbują dopasowywać swoje gry, do sytuacji politycznej na świecie. Indoktrynacja za pomocą elektronicznej rozrywki? To możliwe, lecz daleko nam jeszcze do mrocznych wizji rodem z książek Orwella.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler