Zasadniczo zgoda, ale nie w sprawie Grosickiego. Moim zdaniem ta niewątpliwie efektowna asysta (miodzio, bez ironii piszę) przesłania obraz jego występu. Większość spotkania czułem się, jakbym oglądał Peszkę w twarzy Grosika. Jasne, starał się, dużo biegał, ale jego gra to festiwal strat i złych decyzji. Gdy strzelał, praktycznie zawsze miał lepiej ustawionego kolegę. Jakość tych prób też pozostawiała wiele do życzenia. Mając naprzeciw siebie przeciętnego obrońcę, urywał się tylko dostawszy dobre podanie na dobieg, bo dryblingiem przejść go nie mógł. Lubię go, i oczekuję po nim trochę więcej, przede wszystkim chłodniejszej głowy pod bramką rywali.