The Walking Dead - półmetek drugiego sezonu, sporo niespodzianek, nowi ciekawi aktorzy, fabuła też robi się ciekawa, ale za to niektóre stare twarze zaczynają coraz bardziej denerwować.
Na plus na pewno zasłużyła postać Maggie, która spowodowała takie wydoroślenie Glenna. Daryl nadal miażdży wszystkich, gość wymiata po prostu. Rick trzyma poziom pierwszej części podobnie jak Dale i T-Dog. Hershel i jego postrzeganie zombie jako chorych ludzi, których da się wyleczyć też nieźle wkomponowała się w serial. No i ten niepewny Shane, też nieźle się wpasował w fabułę.
Denerwuje mnie za to Lori, która gra w serialu od początku, a jej wyraz twarzy praktycznie się nie zmienia i co odcinek wygląda tak samo. Jest tak drewniana, że gdyby Pinokio był kobietą, to mogłaby go zagrać bez charakteryzacji.
Coraz bardziej denerwuje mnie Andrea, która na siłę stara się udowodnić wszystkim jaka to z niej twarda babka... i tylko swoim idiotycznym zachowaniem pakuje siebie i innych w kolejne kłopoty.
Ogólnie pierwsza połowa drugiego sezonu trzyma poziom sezonu pierwszego, który jest bardzo wysoki. Zdecydowanie jest to najlepszy serial-horror jaki widziałem i jeden z najlepszych seriali jakie nakręcono. Szkoda tylko, że na następny odcinek przyjdzie mi jeszcze poczekać z miesiąc...