Bardzo przyjemna gra z równie przyjemną oprawą graficzną. Na początku klimat jest świetny, fajnie jest szwendać się po lesie i rozmawiać z Delilah. To jeden z niewielu tzw. symulatorów chodzenia w których chodzenie nie męczy. Świat nie jest jakiś przesadnie duży, składa się głównie z korytarzy i jego zwiedzanie odbywa się w dość liniowy sposób. Później klimat nieco gęstnieje i staje się bardziej niepokojący. Dochodzi do wielu tajemniczych zdarzeń, które nie raz i nie dwa sprawią, iż dreszcz przebiegnie nam po karku. Niemniej ostateczny finał jest nieco rozczarowujący, podobnie zresztą jak w Ethanie Carterze. Troszkę wygląda to tak jakby twórcy chcieli naprędce pozamykać wszystkie wątki, bo zapewne gracze układali w swoich głowach zawiłą intrygę. Mimo wszystko taka prosta historia ma swój urok. Szkoda jednak, że później przeskoki czasowe są coraz większe, powinno być nieco więcej etapów w klimacie tych początkowych. Jak już wspomniałem grafika jest bardzo ładna, stylizowana, utrzymana w miękkich, ciepłych, pastelowych barwach. Muzyka pojawia się w określonych sytuacjach i jest dobra, a dubbing dwójki bohaterów jest rewelacyjny. To oni w końcu dźwigają całą grę i gdyby nie udało się stworzyć tak wiarygodnego duetu to gra mogłaby być ledwie przeciętna, a nie bardzo dobra. Przyznam, że klimacik Firewatcha przypominał mi nieco trochę ten z Life is Strange. Może to przez oprawę wizualną, może przez podobną gitarową ścieżkę dźwiękową?