Wczoraj wyszedł patch 1.06. Odpaliłem grę po pracy "na chwilę" i przekonałem się, że faktycznie coś naprawili - miałem kilka zepsutych questów, które wcześniej nie chciały się odfajkować. Szkoda mi tylko ludzi, którzy przeszli Andromedę prawie 2 miesiące temu - takie bugi powinny być jednak dużo szybciej niwelowane.
EDIT: Po 85h gra ukończona. Zostało kilka całkowicie pobocznych, zbugowanych zadań, gdzie czekam na ewentualną naprawę przez kolejne patche. Ogólnie to nie jest kiepska gra, tylko brakuje jej tego, co miała oryginalna trylogia. Zamiast tworzyć miliardy pierdółkowatych questów, wolałbym dużo mniejszą ilość, za to lepiej zrobioną, bo ich poziom jest nierówny. Ba - czasem nawet błaha misja "socjalna", bez wpływu na główny wątek, wypada dużo lepiej, niż zadanie związane z eksploracją i strzelaniem. Podobnie jak popijawa w Wiedźminie 3, tak tutaj bardzo mi się podobał wieczorek filmowy, pokazujący ludzką twarz załogi Tempesta.
Nie chcę też spoilerować, ale pod sam koniec Inicjatywa w końcu nabiera sensu - tyle, że gra nic z tym nie robi tak naprawdę. No i pomimo w teorii kilku bardzo istotnych wyborów jest bardzo, ale to bardzo czarno-biała i transparentna - praktycznie zawsze wiadomo, która to ta najlepsza decyzja. Uczepić można się także dialogów - niby je zmodyfikowano, ale w praktyce działa to tak, że to rozmówcy dopasowują się do Rydera, nie na odwrót. W takich Deusach by coś osiągnąć, trzeba było uderzyć w odpowiednią strunę, a tutaj przez całą kampanię wybierałem reakcje emocjonalne/logiczne i wyszedłem na tym świetnie.
Andromeda mocno mnie wymęczyła i choć widoczki bywają tu piękne, nie chciałbym jej przechodzić drugi raz - to o tyle dziwne, że każdą odsłonę z Shepardem bez ceregieli zaliczyłem co najmniej raz. Nie wiem, co BioWare z tym zrobi, bo ewidentnie jest potencjał na więcej, ale póki co marka poszła w odstawkę - może to i dobrze, bo potrzeba jej błysku, jakiego Andromedzie zabrakło.