Tylko dlaczego ten Instynkt pojawił się u niego dopiero teraz? To nie jest tak, że jest wymagany do gry czy też strasznie do niej pasuje - to po prostu odpowiedź na obecne trendy w tworzeniu gier. Teraz bohater gry akcji, który fabularnie w jakiś sposób się wyróżnia, musi mieć jakąś super-hiper-mega nadludzką umiejętność.
Cała idea Hitmana nie opiera się wcale na kosmicznych zdolnościach, a inteligencji, która pozwala mu wytyczyć sobie taką trasę i stworzyć taki plan, by niezauważonym przeniknąć do celu i go zabić. Skoro w poprzednich częściach bez Instynktu dało się to zrobić, to dlaczego teraz nagle staje się on istotny i potrzebny zwłaszcza, że lokacje MOCNO się skurczyły?
Utrudnienia w mechanice starych gier z serii wynikały również z tego, jak się kiedyś robiło gry - bez pobłażania dla ludzi pozbawionych nie tyle skilla, co cierpliwości - kolejnej najważniejszej cechy zabójcy na zlecenie. Sam narzekałem na ten pływający celownik, ale to było jeszcze w momencie, gdy bodaj nikt nie bawił się w ficzer wstrzymywania oddechu. Zresztą okazji do strzelania ze snajperki nie było dużo. I wiedz, że w Rozgrzeszeniu też się trzęsie trochę.
Bardziej niż stabilnego celowania brakowało mi walki na pięści i przyduszania, które w końcu się pojawiło - tajemnica przystępności najnowszej części nie tkwi wcale w tym szóstym zmyśle, a właśnie w dopracowywanej przez lata mechanice, o której nareszcie można powiedzieć, że prawie wszystko gra i buczy.
Reasumując - po dokładnej analizie rozgrywki w Absolution Instynkt, a przynajmniej te przekombinowane jego elementy są zbędne.
I apropo tej satysfakcji po którejś próbie - mów za siebie. Na świecie jest mnóstwo fanów Hitmana, którzy potrafili czerpać z gry ogromną przyjemność; poza tym część pierwsza była dopiero poligonem doświadczalnym dla kolejnych odsłon. Jeśli ktoś nie potrafił Hitmanowi podołać, to po prostu w niego nie grał. To trochę tak, jakby do Dark Souls wprowadzić normalny save na życzenie, bo ludzie nie ogarniają respawnujących się potworów.