Assassin's Creed: Origins (Xbox One) - okladka

Assassin's Creed: Origins (Xbox One)

Premiera:
27 października 2017
Premiera PL:
27 października 2017
Platformy:
Gatunek:
Akcja / Przygodowa
Język:
- napisy
Producent:
Wydawca:
Dystrybutor:
Strona:
brak danych

ObserwujMam (17)Gram (5)Ukończone (10)Kupię (1)

Opis Assassin's Creed: Origins (Xbox One)
Materdea @ 23:29 16.05.2017
Mateusz "Materdea" Trochonowicz
Klikam w komputer i piję kawkę. ☕👨‍💻

Śr. długość gry: 59h 45min

+ czaswięcej

Assassin's Creed: Origins to kolejna odsłona kasowej serii przygodowych gier akcji z otwartym światem od firmy Ubisoft.Z Za produkcję tej części odpowiada studio Ubisoft Montreal, które w 2013 roku stworzyło Assassin's Creed IV: Black Flag i od razu wzięło się za tworzenie Origins. Tym razem producenci zaserwowali graczom wycieczkę do starożytnego Egiptu, a także opowieść o formowaniu się bractwa asasynów.

Assassin's Creed: Origins pozwala nam wcielić się w postać Bayeka z Siwy - Egipcjanina, ostatniego reprezentanta medżajów. Przed wejściem na egipski tron greckiej dynastii Ptolemeuszy byli oni elitarną strażą przyboczną kolejnych faraonów. Jednak przez wieki nie byli już potrzebni i pamięć o nich, a także sami medżajowie, umierała. Bayek w swojej krucjacie przeciwko Zakonowi Starożytnych (protoplaści Templariuszy) upatruje prywatnej zemsty, obwiniając ich członków o śmierć syna.

Rozgrywka opiera się na eksploracji otwartego świata, poznawania fabuły, a także wykonywania opcjonalnych aktywności pobocznych. Producenci w tej części postanowili pozbyć się charakterystycznych dla cyklu wież, które pozwalały na odblokowywanie widoku na mapie kolejnych połaci eksplorowanego terytorium - teraz lokacje na mapie odkrywają się przed nami, kiedy je po prostu odwiedzimy. Postanowiono również całkowicie skupić się wyłącznie na historii i trybie dla jednego gracza, dlatego w Origins nie ma - jak miało to miejsce w poprzedniczkach -klasycznego trybu sieciowego (dla wielu graczy lub kooperacji).

Deweloperzy postanowili zupełnie przebudować rządzące serią od 2007 roku mechanizmy. Przede wszystkim pozbyto się statycznego modelu walki. W Origins system starć z przeciwnikami został zapożyczony z naszego rodzimego Wiedźmina 3, dzięki czemu potyczki są o wiele bardziej dynamiczne, wymagają od gracza ciągłych uników i skupienia. Bayek do dyspozycji ma nie tylko miecze, ale również bułaty oraz włócznie, a także bronie dystansowe - łuki i kusze. Do tego może zostać wyposażony też w np. strzałki usypiające lub płonące kule.

Zmieniona została również struktura gry. Bayek definiowany jest przez poziomy doświadczenia, które zdobywa dzięki wykonywaniu zadań głównych i pobocznych, odkrywaniu lokacji, zabijaniu lub ogłuszaniu przeciwników etc. Sam świat został podpięty pod ten schemat, oferując w początkowych dystryktach niskopoziomowych przeciwników, by w końcowych etapach prezentować naprawdę potężnych wrogów, przez co nie możemy od razu ruszyć na zwiedzanie egipskich krajobrazów.

Bayek z racji, iż nie jest asasynem, nie posiada sztandarowego wzroku orła - umiejętności, pozwalającej na "prześwietlanie" ścian budynków i lokalizowanie przeciwników. W Origins bohater korzysta z usług również orła, jednak prawdziwego, zowiącego się Senu. Z lotu ptaka podświetlamy np. skarby do odnalezienia lub inne, kluczowe przedmioty.

Assassin's Creed: Origins korzysta z zaawansowanego silnika grafiki AnvilNext 2.0, oferując brak ekranów ładowania pomiędzy przechodzeniem z budynków na zewnątrz, a także ostre tekstury, bujną roślinność oraz płynne animacje.

Screeny z Assassin's Creed: Origins (Xbox One)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
1 kudosguy_fawkes   @   16:56, 16.11.2019
Pojęcie "ubigame" na stałe weszło już do słownika graczy - słysząc je, dokładnie wiemy, co czego się spodziewać, czyli rozległej mapy, punktów widokowych (choć nie zawsze) i pierdyliarda aktywności pobocznych. Jeszcze żadna odsłona AC do tej pory nie zjadła mi tak monstraulnej ilości czasu - od tych 74h niewiele już brakuje do Wiedźmina 3... To aż o 14h więcej, niż zajęło mi Syndicate i, szczerze mówiąc, w nim bawiłem się lepiej z wielu przyczyn.

Pierwsza to rozlazła mapa z niekończącą się liczbą aktywności i kolejnymi rejonami do odkrycia. Co prawda pod tym względem najbardziej męczące było dla mnie Black Flag ze światem nadźganym mikrowysepkami, ale tutaj samych POI jest chyba tyle, co broni w Borderlands. Muszę przyznać, że Ptolemejski Egipt wygląda zjawiskowo nawet na podstawowym Xboksie One, choć ja zawsze byłem gorącym zwolennikiem odsłon rozgrywających się w jednym, wielkim mieście. Paradoksalnie, widocznych spadków poniżej 30 FPS doświadczyłem tylko w zamkniętej przestrzeni grobowca na samym początku gry, za to na otwartej mapie problemów już nie było, a o jej ogromie najlepiej świadczy fakt, że punktów synchronizacji jest aż 58. I wcale nie oznacza to, że po ich odblokowaniu wszędzie jest przysłowiowy rzut kamieniem. Twórcy postawili w tej odsłonie na wymuszenie eksploracji poprzez usunięcie minimapy - mamy tylko kompas i markery celów z odległościami, zaś po dotarciu na miejsce trzeba je odnaleźć z pomocą Senu - orlicy, z którą protagonista współdzieli Orlik Wzrok, można więc powiedzieć, że zwierzę pełni rolę rozpoznawczego drona.

Względem poprzednich odsłon jest to oczywiste uwstecznienie, które poniekąd wynika z umiejscowienia gry w historii całego konfliktu - jak widać po tytule, w jego początkach. W rzeczywistości jednak to kolejny czynnik wydłużający grę i wprowadzający nowy schemat - wieże schodzą na dalszy plan, bo teraz po dotarciu na miejsce misji trzeba je jeszcze "przeskanować" Senu, która zaznaczy przeciwników wraz z ich poziomami oraz zasoby czy skarby. Sam Bayek posiada jedynie namiastkę Orlego Wzroku. Poza mapą do odkrycia z pobocznymi aktywnościami Egipt roi się od misji dodatkowych, jednak wydaje mi się, że twórcy nie udźwignęli pod względem spójności tak olbrzymiego świata - widać to choćby po możliwości zwiedzenia pewnych związanych z Pierwszą Cywilizacją miejsc, co mi się zdarzyło jeszcze zanim Bayek spotkał je w toku głównego wątku i nastąpiło właściwe, przewidziane scenariuszem, zdziwienie.

Ubisoft, co już podkreślał Materdea w swojej recenzji, zapatrzył się mocno w Wiedźmina 3, więc pojawiła się dużo większa RPG-owość, niż do tej pory, jak poziomy postaci naszej i przeciwników (lecz także "szarość" niektórych postaci). Oczywiście w parze z tym idą durnoty typu hieny zarówno na 2., jak i 38. poziomie, ale w ogólnym rozrachunku nadaje to głębi rozgrywce i pogoni za lepszym sprzętem. Ten sypie się z przeciwników jak z piniaty, oczywiście od podstawowych majchrów po legendarne pałasze parzenia kawy. Podobał mi się za to pomysł z możliwością podbicia poziomu broni u kowala do swojego - to rodzynek na tle wielu gier, w których niegdyś fajne żelastwo trzeba już było czymś zastąpić. To także miejsce na mikrotranzakcje, bo jakżeby Ubi mogło sobie ich odmówić - chcesz surowce od zaraz, to płać, chcesz szybszy rozwój, to płać...

Nie do końca trafia do mnie przerobienie AC na coś w stronę RPG, niemniej walka wypada całkiem przyjemnie, a jest tym bardziej zręcznościowa, że teraz łuki nie mają już żadnego autocelowania. Niestety, czuję się także zawiedziony samymi zabójstwami (w opozycji stoją znakomite scenki rozmów z ofiarami), które im bliżej końca gry, tym są nudniejsze, pozbawione planowania i skierowane na czystą jatkę. Oczywiście scenarzyści powiedzieliby "ej, to przecież początki Bractwa, dopiero ustalali swoje zasady!", niemniej sam finał sprawia wrażenie, jakby wszyscy designerzy z wizją poszli na L4, a została kadra C albo D... Szkoda w tym wszystkim Bayeka, bo łatwo się z nim zżyć - poznajemy go w momencie, gdy już ma na koncie zabójstwa z listy i szybko się z nim zżywamy, rozumiejąc jego motywację i coraz mocniej denerwując się na jego żonę. To jeden z lepszych protagonistów w serii, bardziej ludzkich, nie bucowatych jak Connor czy niekiedy Arno.

Origins to niezłe trzęsienie ziemi w serii, którą darzę wielką sympatią, której kolejne odsłony staram się kończyć na 100% i która już zapomniała, o czym tak naprawdę jest. Metawątek współczesny to absolutna padaka, nic nie wnosząca do historii i całe szczęście, że nie trzeba za często wychodzić z Animusa - a do pewnego momentu miałem wrażenie, że w ogóle go nie ma. Ech, gdzie te czasy z Desmondem, w których komunikaty od Pierwszej Cywilizacji nie brzmiały jak przemowy Cycerona na grzybkach...